11/28/2012

Chapter 7



"Hej, Boo bear."

"Cześć, my sweet cat."

"Sweet cat? Kiedy ty to wymyśliłeś?"

Zaśmiałam się, a Louis razem ze mną. Uwielbiałam jego chichot. Tomlinson zawsze potrafił każdego rozweselić, wystarczyło, że uniósł lekko kąciki ust. Niezależnie od sytuacji, przy nim nie dało się być smutnym. Taki przyjaciel jak on to skarb. Poza tym zazdrościłam mu podejścia do życia. Był naprawdę wielkim optymistą. We wszystkim widział jakieś dobre strony. Chyba trochę odeszłam od tematu...

"Tak jakoś mi się nasunęło. No, ale mniejsza o to. Co u ciebie? Wiesz, że tęsknię?"

"Oh, Lou, ja też tęsknię. Bardzo. Nie mogę się doczekać, kiedy znów cię zobaczę, kiedy wreszcie usłyszę twój głos, uhm... na żywo. Brakuje mi ciebie. A tak poza tym, to wszystko się powoli polepsza. Znaczy... tak mi się wydaje. A jak u ciebie?"

"Wszystko ok. No... prawie."

"Prawie? Mhm. Mów, co się dzieje?"

"Miałaś kiedyś tak, że zako... zauroczyłaś się w kimś, kogo znałaś zaledwie kilka dni, a właściwie kilka godzin, i wiedziałaś o nim tyle co nic?"

"Uhm..."

Zaczęłam sobie przypominać pierwsze spotkanie z Josh'em.

Śnieg za oknem.

Milkshake City.

Czekoladowe oczy.

Cudowny uśmiech.

Potem ten obraz rozmazał się, a przez myśl przemknął stojący w drzwiach, średniego wzrostu blondyn.

Błękit tęczówek, który mnie oczarował.

Nieśmiały uśmiech i zaróżowione policzki, cudownie komponujące się z jego porcelanową cerą.

Chyba okłamałam Louis'a mówiąc, że zaczyna się polepszać, gdy tak naprawdę wszystko z dnia na dzień było co raz bardziej skomplikowane, o ile to było w ogóle możliwe.
Nie mogłam określić uczucia, którym darzyłam Niall'a. Przyjaźń, zauroczenie, czy może... coś więcej?
Miewałam również wątpliwości, czy kiedykolwiek kochałam Josh'a, czy próbowałam sobie to jedynie wmówić. Yh...

"Tak. Do czego dążysz?"

"Więc... poznałem kogoś, dokładnie trzy dni temu, ale już po godzinie rozmowy czułem, że ta osoba będzie dla mnie kimś więcej. Wiem, to dziwne. Teraz nie mogę przestać o niej myśleć i..."

"Czyli zakochałeś się?"

"Zauroczyłem."

"Dobra, niech ci będzie. Kim jest ta szczęściara?"

"Problem leży w tym, że... to nie dziewczyna... tylko chłopak... młodszy ode mnie o trzy lata."

"Czyli w moim wieku?"

"Tak, dokładnie. Ma na imię Harry. Harry Styles. Pochodzi z Holmes Chapel. Jego rodzice się rozwiedli. Ma starszą siostrę - Gemmę. Przyjechał do LA spełnić marzenia, nie wiem właściwie jakie. Mruczał aby coś o znalezieniu szczęścia. Na tym kończy się moja wiedza o chłopaku."

Cały czas, kiedy Lou starał się opowiedzieć o, uhm... swoim znajomym, miałam wrażenie, że go znam.

Harry Styles.

18-latek.

Holmes Chapel.

Bingo.


***


Pierwszy raz go zobaczyłam na placu zabaw. Mały chłopaczek, z zarumienionymi policzkami, prostymi, blond włosami, wyrównaną grzywką i wielkimi, szmaragdowymi oczami. Siedział na huśtawce, bujając się w przód, w tył, w przód, w tył...
4-letnia ja stanęłam naprzeciw niego, patrząc błagalnie z nadzieją, że blondasek ustąpi mi miejsca. Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie przez chwilę. Zszedł z huśtawki, po czym wygiął usta w szerokim uśmiechu, a na jego policzka wstąpiły urocze dołeczki.
Zawstydziłam się trochę, ale mimo tego odwdzięczyłam uśmiech. Blondynek wyciągnął w moją stronę rękę.

"Jestem Harry. Harry Styles. A ty?"

"Stella. Stella Mahone. Harry... pohuśtasz mnie?"

4-latek pokiwał twierdząco głową. Zajęłam miejsce, w którym on uprzednio siedział. Chłopiec zaczął popychać lekko huśtawkę, a ja śmiałam się najgłośniej jak umiałam.
Po kilkunastu minutach stanęłam na trochę mokrej trawie i przytuliłam się do nowo poznanego kolegi.

"Harry, wiesz... fajny jesteś."



Gdy skończyłam 12 lat, moim rodzice zadecydowali, że zmienimy nasze miejsce zamieszkania. Nie mogłam w to uwierzyć.
Dzień wyjazdu był jednym z najgorszych dni wciągu mojego życia. Musiałam opuścić Holmes Chapel, miasto, w którym się wychowywałam, znajomych ze szkoły i co najważniejsze i chyba oczywiste - Harry'ego.
Piętnaście minut przed porzuceniem wszystkiego, nad czym pracowałam 12 lat, poszłam do Styles'a. Chłopak otworzył przede mną drzwi, a ja niemalże natychmiast uwiesiłam się na jego karku. Schowałam twarz w zagłębieniu w szyi Harry'ego, a on przytulił mnie równie mocno, co ja jego. Słone łzy zaczęły wyznaczać mokre ścieżki na mojej twarzy.

"Hazza, boję się."

"Nie masz czego, będzie dobrze."

"Obiecaj, że nigdy o mnie nie zapomnisz."

"Będę cię pamiętał do końca życia i jeszcze dłużej. Kocham cię, sweetie."

"Też cię kocham, Curly."


***


"Właściwie, to i tak dosyć dużo wiesz."

Powiedziałam jakby obojętnie, chociaż nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.

"Mhm... może i masz rację..."

"Louis, ale z tego co mówisz, to wychodzi, że ty..."

"Nie kończ, nie jestem nim."

"A może ty jedynie nie chcesz dopuścić tego do swojej myśli?"

"Harry chciałby się ze mną zobaczyć. Przepraszam, muszę iść."

"Hej, zaproś go następnym razem. Pogadamy sobie w trójkę."

"Przemyślę. Pa, kocham cię."

"Też cię kocham, Boo."


***


"Maura, gdzie jest Niall?"

"Wyszedł gdzieś z Liame'm. Powinien za jakąś godzinę wrócić."

Powiedziała pośpiesznie niska blondynka, po czym zostawiła mnie samą w domu.
Zrobiłam sobie kubek gorącego kakao i usiadłam na kanapie w salonie. Szybko wypiłam słodki napój, a przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele.Włączyłam TV. Akurat leciała IX edycja X-factor. Od małej dziewczynki marzyłam, aby wystąpić w tym lub innym programie muzycznym. Niestety wątpię, żeby kiedykolwiek ta chwila nadeszła, że kiedykolwiek odważę się zgłosić na kasting. Wolę śpiewać dla siebie lub niewielkiej publiczności.
Na scenie pojawiła się dziewczyna o imieniu Ella. Gdy usłyszałam jej głos, który swoją drogą był niesamowity, uświadomiłam sobie, że przy tej 16-latce mogę się jedynie schować gdzieś w bardzo ciemnym kącie. Cóż, trudno, nigdy nie dorównam takim osobom...
Moją uwagę zwróciłam na zdjęcie małej blondyneczki, o którą kiedyś pytałam Niall'a. Podniosłam się z tapczanu i podeszłam do komody. Wzięłam w dłonie ramkę z ciekawiącą mnie fotografią. Wyjęłam ją z oprawki. Po dokładniejszym przyjrzeniu się, obróciłam ją na drugą stronę. Z tyłu widniał starannie napisany tekst:

"Elizabeth Horan - forever in our hearts.*
* 12.05.2005
† 15.07.2011"

Ta dziewczynka zmarła. A rocznica jej śmierci przypadała dnia, w którym tutaj przyjechałam. I od tamtego dnia, ta mała blondyneczka mnie nawiedzała. Czy to przypadek?
Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. To pewnie Niall. Odłożyłam zdjęcie na miejsce i ruszyłam w stronę wejścia do mieszkania. Blondas w pewnym momencie pojawił się przede mną. Tak jakby wyrósł spod ziemi. Uśmiechnął się, a przynajmniej to było coś na wzór uśmiechu, i złapał mnie za ramiona, aby następnie wpić się w moje usta. Odepchnęłam go, przez co skarcił mnie wzrokiem. No, powiedzmy, że to zrobił.

"Niall, jesteś pijany."

"Wcale nie!"

Wrzasnął, po czym czknął i trochę się zachwiał.

"Ta, właśnie widzę. Chodź na górę."

Horan z trudem doszedł do swojego pokoju. Kiedy już się w nim znalazł, rozebrał się do naga, przy czym robił wszystko, abym na niego spojrzała. Miałam właśnie wychodzić z sypialni, gdy blondas wyszeptał:

"Nie zostawiaj mnie samego."

Wzruszyłam ramionami, po czym potulnie położyłam się obok niego. Zanim zasnęłam, usłyszałam cieniutki głosik prześladującej mnie Elizabeth. 

"Masz głos lwa, więc czemu nie możesz wykrzyczeć swoich uczuć?"





__________________________________________

*Elizabeth Horan - forever in our hearts. - Na zawsze w naszych sercach. Postać fikcyjna.


Napisałam 7 rozdział i wyjątkowo mi się podoba.
Wiem, że jest więcej o Lou i Stelli, a właściwie o Larry'm (który apropo pewnie się niektórym nie spodobał, za co przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać), ale no, tak wyszło :3

Jeśli chce ktoś być informowany lub ma jakieś pytania, niech pisze w komentarzu albo do mnie na twitterze :3 (@givexmehope)

Love u, @givexmehope xx